poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział VII

Peter nie wyglądał na uszczęśliwionego moim widokiem. Bez ostrzeżenia zabrał mi kartkę.
-To tak? –zapytał zły.
-Tak czyli jak? –postanowiłem grać na czas i zabrać mu tę kartkę. Przecież nie miałem jeszcze przepisanego ostatniego zadania!
-Tak, że ty się z matematyki w ogóle nie uczysz, lekcji nie odrabiasz, a potem masz do wszystkich pretensje! A ja jak głupi chodzę i załatwiam bo myślałem, że ty jesteś w szkole traktowany niesprawiedliwie!
-Ja tylko tak...  –wymamrotałem, a potem przypomniałem sobie z kim rozmawiam. –A ty co tu robisz? –powiedziałem oskarżycielskim tonem i wstałem po kartkę. Niestety on ją złożył i schował do kieszeni.
-Ej ja to muszę oddać! To jest kolegi!
-Naprawdę? Ojej. Szkoda by było gdybyś ją zgubił, prawda?
-Jesteś wredny! –naburmuszyłem się.
-Ale przynajmniej nie okłamuje wszystkich wokół i ich nie wciągam, aby mi pomogli wyrzucić nauczycieli których nie lubię.
-To nie tak... –znowu powiedziałem cichym głosem. –Chodzi o to, że... –wtedy znów przypomniałem sobie kogo mam przed sobą i natychmiast wstałem. Nawet nie wiedziałem kiedy usiadłem. –Nieważne, to nie Twój interes. –powiedziałem gniewnie.
-A właśnie, że mój. Ponieważ to ja robię z siebie kretyna, a nie ty. A jeśli mi nie powiesz to nie dam Ci  tej karteczki. Ona jest ważna, prawda? –jak on mnie zdenerwował!
-I nie próbuj nawet kłamać bo wtedy w ogóle nie dostaniesz tej kartki. –zastrzegł. I co ja mogłem wtedy zrobić? Musiałem mu powiedzieć. Zdenerwowany zacząłem mówić. W końcu czasu na odpisanie miałem coraz mniej. Zrezygnowany usiadłem.
-A po się w ogóle uczyć na takie przedmioty? Jak i tak dostanę z najbliższej klasówki i pracy klasowej pałę? W ogóle nie będą jej sprawdzać tylko od razu mi ją postawią, więc po co się uczyć na takie przedmioty? Szkoła bez przemocy. Phi to jakaś ściema i tyle. Tu na każdym kroku ktoś jest zastraszany. Starsi znęcają się nad młodszymi. I co niby taka dobra szkoła? Dlatego zapisałem się na karate. I co teraz naskarżysz mamie tak? –zakończyłem patrząc na niego niepewnie. Spojrzałem na zegarek, jeszcze dziesięć minut przerwy. Peter usiadł obok mnie.
-Dlaczego nie powiedziałeś tego wszystkiego swojej mamie?
-Nie chciałem żeby się martwiła. Była taka szczęśliwa kiedy się tutaj dostałem. Wcześniej chodziłem do innej szkoły, ale ją  zamknęli, więc mama załatwiła abym się tutaj dostał. Była taka dumna. Nie chciałem psuć jej idealnego świata.
-Nie pomyślałeś, że najważniejszy dla niej jesteś ty? Twoje szczęście?
-No tak ale...
-Poczekaj jeszcze nie skończyłem. Starasz się chronić mamę. Rozumiem. Tylko pamiętaj, że przez to zrujnujesz sobie życie. Matematyka jest w życiu najważniejsza, a ty ją zawalasz. Musisz mówić jej jeśli coś się stanie.
-Nie chcę aby się denerwowała ani martwiła.
-Wolisz, żeby była wściekła tak jak poprzednio?
-No nie ale...
-Nie ma innego wyjścia Michael. Masz, przepisz do końca to zadnie. Zostało ci tylko parę minut. – ipo prostu dał mi tę kartkę! Byłem trochę zdziwiony, ale szybko się opanowałem i dokończyłem przepisywać. Kiedy skończyłem Peter jeszcze stał na korytarzu tylko, że teraz rozmawiał z jakimś uczniem, którego kojarzyłem z widzenia. Rozmawiał z nim chwilę, a potem uczeń poszedł sobie.
-Przepisałeś? –zapytał podchodząc.
-Tak. –odparłem znużony. –O co pytałeś?
-Szukam uczni takich jak ty. Ale nikt się nie chce przyznać, albo ty jesteś jedynym takim przypadkiem...
-Ja znam ośmiu takich. Są z różnych klas.
-Zaprowadzisz mnie do nich?
-Jasne tylko, że za chwilę mam matmę, ale mogę się z niej urwać. Jedna godzina na matmie w jedną czy w drugą stronę. Co to za róż.... –przerwałem przerażony.
-Michael…–powiedział niskim tonem.
-No co? –broniłem się. –Po co miałbym dostać nową pałę, jeżeli mogę nie przyjść na lekcję?
-A usprawiedliwienia? Skąd je miałeś?
-No ja… Mama zawsze drukowała i podpisywała. Podpis mam na kalce i wyuczyłem się go.
-Michael! Jakbym to teraz powiedział Twojej mamie miałbyś niezły szlaban! A ja tylko utwierdzałbym ją w przekonaniu, że dobrze robi.
-O! Przypomniało mi się coś! –w tej chwili zadzwonił dzwonek i musiałem iść na matmę, bo inaczej, byłem tego pewien, Peter wygadałby wszystko mamie. Chwyciłem plecak i już miałem iść gdy złapał mnie za ramię i odwrócił.
-Zaraz będę spóźniony. –powiedziałem zirytowany. –A jeszcze muszę oddać kartkę Brianowi.
-Dzisiaj nie będziecie mieć matematyki i chemii, ponieważ...
-I dopiero teraz mi o tym mówisz?! –wtrąciłem się. –Czemu nie powiedziałeś wcześniej?!
-Przecież chciałeś skończyć to przepisywać.
Rzuciłem mu tylko wściekłe spojrzenie.
-No słucham Michael? Masz mi coś do powiedzenia?
-Tak! Dlaczego mi tego nie powiedziałeś? –popatrzyłem na niego w środku cały buzując.
-Dlatego aby dać ci lekcję.
-Lekcję to mogłeś mi dawać teraz. Wcześniej to ja miałem przerwę. –burknąłem.
-Gdybyś odrabiał lekcje normalnie to miałbyś też normalnie przerwę. Nieważnie, że nienawidzisz nauczycielki lub sądzisz, że nie warto się uczyć. Gdybyś je zrobił przerwę miałbyś dla siebie.
-Gdybyś je zrobił przerwę miałbyś dla siebie. –zacząłem przedrzeźniać Petera.
-Zaprowadź mnie lepiej do tych uczniów.
-Zaprowadź mnie lepiej do tych uczniów. –ciągnąłem głosikiem dziecka. W odpowiedzi Peter uniósł tylko brew. Westchnąłem i wyciągnąłem komórkę. Zadzwoniłem do wszystkich i umówiłem się z nimi za trzy godziny w kafejce za szkołą, ponieważ teraz mieli lekcje. Gdy skończyłem rozmawiać zwróciłem się do Petera.
-Jesteśmy umówieni, ale dopiero za trzy godziny w kafejce za rogiem. Może być?
-Tak. Dzięki Młody. No co się tak patrzysz? Chyba mogę Ci tak mówić?
Spojrzałem na niego jakby mu czułki wyrosły, ale pomyślałem, że w końcu się w tę akcję zaangażował, więc kiwnąłem głową na znak, że się zgadzam. Wyszliśmy przed szkołę i zauważyłem jak autobus szkolny odjeżdża.
-No co jest no? Dziś jest wszystko przeciwko mnie czy jak? Super! Wprost cudownie! –mamrotałem pod nosem. Próbowałem wyciągnąć deskę, ale jak na złość kółko zaklinowało się pomiędzy książkami i nie mogłem wyciągnąć. Nagle poczułem dłoń na ramieniu. Podskoczyłem jak oparzony upuszczając plecak. Odwróciłem się natychmiast. Stał tam tylko Peter, więc to on musiał mnie tak przestraszyć.
-Michael nie wyciągaj deski. Pojedziemy moim autem. I tak będę się nudził tutaj przez 2 godziny, więc chociaż cię odwiozę.
-Nie trzeba, poradzę sobie. –powiedziałem. –Pomogłeś mi w kilku sprawach, ale to nie znaczy, że zmieniłem do ciebie nastawienie. Ok?
-Oczywiście, ale po co masz się tłuc dosyć spory kawałek drogi jeśli mogę Cię podwieść?
-Bo chcę.
-Skoro tak.  Pozwól, że popatrzę.
-To wolny kraj. –powiedziałem i zacząłem szarpać za deskę. Po pięciu minutach udało mi się ją wyciągnąć, ale odpadło mi kółko.
-No cho... –już chciałem dokończyć gdy natrafiłem na ostry wzrok Petera. W zamian powiedziałem inne zastępcze słowo. - …ry jestem kiedy muszę czekać na następny autobus! - i zrezygnowany usiadłem na poręczy nawet nie przejmując się rozsypanymi książkami i zepsutą deskorolką. Usłyszałem westchnięcie i różne szmery. Nie chciało mi się podnosić głowy.
-Zbieraj się. Nie chce mi się tu czekać całą wieczność. –odezwał się do mnie Peter.
-Nie chce mi się. Bo po co?
-Wstawaj i nie marudź. Nie mam zamiaru Cię nieść do samochodu.
Westchnąłem i powlokłem się za nim do auta. Włączyłem radio.  Peter nie spoglądając na mnie nucąc pod nosem uruchomił silnik i z zawrotną szybkością opuścił szkolny parking. Spojrzałem na niego zdumiony.
-Co Ci znowu nie pasuje Michael? –zapytał spoglądają na mnie szybko.
-Nic, tylko nie myślałem, że jeździsz z taką prędkością. Myślałem, że stosujesz przepisy drogowe. Wiesz, że jesteś mięczak. -powiedziałem zamyślony. Stanęliśmy na czerwonym świetle i zorientowałem się co powiedziałem. –To znaczy nie mięczak! –próbowałem jakoś wyjść z tego bagna. W końcu mnie do domu podwoził. –Chodzi o to, że jesteś prawnikiem! Właśnie o to mi chodziło! –spojrzałem na niego niepewnie. Peter dusił się ze śmiechu! Ruszyliśmy w tym samym czasie, kiedy on wybuchnął śmiechem.
-Wiem co miałeś na myśli młody i proszę nie rób ze mnie wariata. –wydusił, kiedy przestał się wreszcie śmiać. Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, ale po chwili wzruszyłem ramionami i zacząłem zmieniać stacje mimo, że ta piosenka była jedną z moich ulubionych. Niestety cały czas leciała ta sama.
-Masz zepsute radio?
-Słucham? A, nie, nie. Leci z płyty.
-Słuchasz takiej muzyki?
-Tak. Dlaczego pytasz?
-Ale przecież to Hip-Hop. Powinieneś go nie lubić! Moja mama mówi, że tego słuchać się nie da! Ty też tak powinieneś! –kolejny raz mnie zdołał zdziwić.
-Tak? No dobrze. Skoro chcesz słuchać Jezzu poszukaj coś w tamtych płytach. Może coś znajdziesz.
-Gdzie?
-W tamtym schowku. -odpowiedział mi i znowu stanęliśmy na czerwonym świetle. To chyba mój gorszy dzień. Spojrzałem na te płyty i aż mnie zmroziło. Przecież niektóre były najnowszymi hitami! Chciałem przeglądnąć wszystkie płyty.  Miał nawet mojego ulubionego wykonawcę! Gdy byłem w połowie usłyszałem jego głos.
-Wychodzisz? Dojechaliśmy. –nawet nie zauważyłem kiedy stanęliśmy przed domem.
-Ty tego słuchasz?!
-Tak.
-Przecież tu są oryginalne płyty zespołów i wykonawców! Niektóre kosztowały majątek! –byłem więcej niż zdziwiony. Nigdy się po nim takiego czegoś nie spodziewałem.
-Możliwe. Jeśli chcesz to możesz sobie zabrać. I tak nie słucham wszystkich.
-Ale one kosztowały majątek! Próbowałem mamę namówić żeby mi ją kupiła, ale się nie zgodziła. Powiedziała, że nie będzie wydawać kasy na takie coś. I zamiast tego kupiła mi Chopina!
-To teraz masz niepowtarzalną okazję. Bierzesz? –wybrałem trzy płyty Eminama.
-Tylko trzy? Pokaż jakie wybrałeś. Eminem? -spojrzał na mnie pytająco.
-Tak to mój ulubiony wokalista.
-W takim razie. –przerwał i wyciągnął z radia...Najnowszy Jego Album! –Masz trzymaj młody.
-Nie mogę tego przyjąć. Przecież to najnowszy Album!
-Na pewno nie chcesz tej płyty? –zapytał przypatrując mi się uważnie. Nic nie powiedziałem. –No właśnie. Bierz. Ja mam tu pełno innych płyt. Nie chcesz ich więcej? Mi tylko schowek zapełniają.
-Nie, te mi wystarczą. –wyszedłem z czterema pytami Eminema. Nigdy nawet nie przemknęłoby mi przez myśl, że je od niego dostanę! –Dzięki, że mnie podwiozłeś i za płyty. Cześć.
-Cześć młody.
Wyszedłem i pobiegłem pod drzwi. Szukałem kluczy po całym plecaku, kiedy przypomniało mi się, że zapomniałem ich zabrać. Usiadłem na schodkach. Zapowiadało się długie popołudnie. Peter szukał jakiejś płyty i chyba ją znalazł bo odpalił silnik. Aby się nie nudzić wyjąłem pierwszą książkę i zacząłem się uczyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz