poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział IV


W progu stanąłem jak słup soli i patrzyłem na nich. Tak. Na NICH, ponieważ oprócz mojej mamy był tam też ten facet! Myślałem, że zejdę na zawał. No, nie spodziewałem się takiej niespodzianki. Przerażony odwróciłem się w stronę mojej mamy. Uśmiechała się tak, jakby dawała mi nauczkę, którą zapamiętam do końca życia. W jednej sekundzie odwróciłem się do nich plecami i zamierzałem pobiec do swojego pokoju. Niestety nie zdążyłem. Mama była bardzo zwinna. Wstała błyskawicznie, przytrzymała za ramię i odwróciła. W ten sposób moje oczy znalazły się o kilka centymetrów od jej. Widziałem w nich stalowy i nieustępliwy błysk. Odwróciłem wzrok i usiadłem we wskazanym fotelu, a ona bez żadnych słów wyjaśnienia wyszła. Tak po prostu wyszła, zostawiając mnie samego z nim. Już drugi raz tego dnia. Spojrzałem na niego ostrożnie spod grzywki i zauważyłem, że przygląda mi się z zainteresowaniem. Jakbym był jakimś okazem w ZOO. Nie podobało mi się to.
-To co? Powiesz mi co lubisz? Już dość długo czekam na Twoją odpowiedź. – gdy usłyszałem jego pytanie po prostu szczęka mi opadła. Żadnych pytań dlaczego to zrobiłem, żadnych oskarżeń, że zmarnowałem jego czas. Nic! On dalej chce prowadzić ze mną rozmowę. No nie wierzę. Moja mina musiała wyglądać naprawdę głupio, ponieważ on zaczął chichotać. Próbowałem się opanować, ale nadal byłem w szoku.
-Yyyy. –zacząłem oczywiście. –Uwielbiam gorącą czekoladę. –spojrzałem na niego, myśląc czy to mu wystarczy. W duchu modliłem się, żeby wystarczyło.
-Mów, mów, ja Cię słucham. –uśmiechnął się zachęcająco, a ja przeklinałem go za wszystko.
-Lubię jeszcze wszystkie owoce, oprócz kiwi. Soki też lubię. To chyba wszystko. –Oby już sobie poszedł, oby już sobie poszedł - myślałem.
-A jakie potrawy lubisz?
-Za dużo ich jest by wymieniać. –A teraz idź sobie. - ciągle miałem nadzieję, że lada chwila pójdzie.
-Jakie masz hobby? – Człowieku zlituj się... Jestem na posterunku policji czy we własnym domu?
-Różne. –I to ci powinno wystarczyć! A teraz spadaj z mojego domu! –byłem coraz bardziej zirytowany.
-A mógłbyś je dokładniej opisać?- korciło mnie aby nie powiedzieć, że porywam małe dzieci i topię je w pobliskiej rzece, ale nie powiedziałem tego.
-Jeżdżę na deskorolce, słucham muzyki, uczę się karate, oglądam różne filmy. Nie chce mi się dalej wymieniać.
-Od jak dawna uczysz się karate? –A co Ciebie to obchodzi? – pomyślałem.
-Od sześciu lat.
-Długo. Nie znudziło Ci się? –Kurrr..czaczek czy to jakiś wywiad?
-Jak widać nie. -zauważył moje duże zirytowanie, więc postanowił, że zmieni taktykę.
-To już ostatnie pytanie. –uśmiechnął się przepraszająco –Umiesz jeździć na łyżwach i czy lubisz na nich jeździć?
-Tak lubię i umiem jeździć. – To już są dwa pytania! Nie umiesz liczyć analfabeto?
-Tak pomyślałem. –To ty umiesz myśleć? – Niedaleko mojego domu jest świetne lodowisko. Jest naprawdę fantastyczne. Mógłbyś tam ze mną pójść. Jeśli oczywiście chcesz. –jak on mógł mi coś takiego zaproponować?! Nie zdążyłem niczego powiedzieć, ponieważ byłem ciągle w szoku.
-Na pewno pójdzie, prawda Michael?- spytała mnie mama i odwróciła się w moją stronę, abym widział w jej oczach co się stanie jeśli się nie zgodzę. Fajna rodzinka.
-Tak jasne. Extra.. –powiedziałem bez entuzjazmu.
-Nicole, niech chłopak sam zadecyduje czy chce iść, czy nie. Nie zmuszaj go.- stanął w mojej obronie. Tak, chciał zarobić u mnie punkt i niestety mu się udało. Ale i tak muszę iść. Zebrałem się w sobie, uśmiechnąłem sztucznie i powiedziałem najbardziej przekonującym głosem na jaki było mnie wtedy stać:
-Nie, na serio. Chcę iść. Będzie fajnie. –Dlaczego ja to powiedziałem? Dlaczego nie mogłem powiedzieć „Nie chcę Cię już nigdy widzieć. Odwal się ode mnie i mamy.”. Ach no tak, mama. Obietnica...
-Może ja już pójdę. Zasiedziałem się. –No wreszcie! -To kiedy możesz iść na to lodowisko? –Musiał oczywiście jeszcze to dodać. No i teraz kiedy? –myślałem.-We wtorki i czwartki mam karate, czyli na pewno nie w środku tygodnia. Mama się nie zgodzi. W piątek już się umówiłem do kina z Brianem, to zostaje sobota.  Może nie będzie mu pasować?
-Może w sobotę? –wydusiłem z siebie.
-Świetnie. Mi pasuje. –Nadzieja matką głupich. –Podjadę po Ciebie o 14. Może być?
-Tak jasne.– po moich słowach zadzwonił dzwonek do drzwi. Moje kłopoty dopiero się zaczynały. Wszedł  dyrektor naszej szkoły. Natychmiast zbladłem jak ściana. Nie mogłem już nigdzie uciec. Za dużo było tych ucieczek dzisiejszego dnia, a i tak nieźle za to oberwę. Ten facet jak on się nazywał? Yyyy...O! Peter! Próbował wyjść z niezręcznej sytuacji po przedstawieniu siebie i dyrektora.
-To może ja już pójdę. Pa Nicole! Cześć Michael!
-Czekaj! –zawołała moja mama. –Chcesz mieć dzieci? To się ucz! Chodź do środka i nie chce słyszeć sprzeciwu. –No tak, dobiła mnie do końca.
-Proszę do salonu. Niech się pan rozgościć. Pójdę zrobić herbaty chyba, że ktoś chce kawę. Michael chodź mi pomóż.
-A może ja porozmawiam z gośćmi? –spróbowałem, niestety na darmo.
-Nie. Na pewno dobrze im będzie w swoim towarzystwie i ty nie musisz im być do szczęścia potrzebny. A mi w kuchni pomożesz. Chodź.
-Pomożesz. Tak, jasne. Raczej pomogę samemu sobie w zostaniu zamordowanym. –mruknąłem pod nosem, niestety powiedziałem to kiedy przechodziłem obok Petera, a ten wybuchnął śmiechem, ale od razu pokrył go kaszlem. Spojrzałem na niego jak na wariata i podążyłem do kuchni.
-Zamknij drzwi kochanie. – to były pierwsze słowa jakie usłyszałem i były wypowiedziane bardzo przesłodzonym tonem. Wiedziałem, że jest źle, a nawet bardzo źle. –Co ty zrobiłeś?
-Nic! –niestety powiedziałem to za szybko, zbyt gwałtownie. Zmrużyła oczy.
-Jakbyś nic nie zrobił to byś się tak nie denerwował i nie odwiedziłby nas Twój dyrektor. –postanowiłem iść w zaparte. Gdybym wtedy jej to powiedział może miałbym mniejszą karę? Ale nie pomyślałem. Bałem się przyznania do błędu. Opuściłem głowę i powiedziałem cicho:
-Ja naprawdę nic nie zrobiłem.
-To dlaczego tak się zachowujesz?
-No wiesz yyy... Szok! To ten szok po tym spotkaniu z tym facetem…
-Peterem.
-To on tak na mnie działa i w ogóle. To co masz już tą herbatę?
-Tak, weź ciasteczka i chodź.
-Ok, jasne.
Gdy weszliśmy do salonu zastaliśmy ich rozmawiających. Petera i mojego dyrektora. Miał siwiejące włosy i wodniste oczy. Był dosyć krępym mężczyzną o niskim wzroście. Byli tak różni, a mimo to rozmawiali za sobą sprawiając wrażenie, że im się to podoba. Położyłem ciastka i usiadłem w fotelu, podciągając kolana i spuszczając głowę. Jak najdalej od mamy. Wiedziałem, że na początku będzie zła, wściekła, a potem będzie miała do mnie żal.
-A więc, przyszedłem do pani… –zaczął dyrektor.
-Nie zaczyna się zdania od „a więc”. –wtrąciłem się cichym głosem, tym samym pogarszając swoją sytuację.
-Michael! -syknęła mama. W odpowiedzi spuściłem jeszcze bardziej głowę.
-Och, ale nic się nie stało. –powiedział głośno dyrektor. –W końcu chłopak ma rację. Ale nie po to tutaj przyszedłem. Przyszedłem aby powiadomić panią, jak karygodnie zachowuje się pański syn. Nie narzekam na oceny z niektórych przedmiotów, ale na przykład matematyka i chemia pozostawiają wiele do życzenia.
-Rozumiem. Czy on jest z tych przedmiotów zagrożony?
-Jeszcze nie, ale tą sprawę przyszedłem załatwić tak przy okazji. Prawdziwym moim powodem jest to, że pański syn... –spuściłem jeszcze bardziej głowę, jakbym chciał odgrodzić się o tego wszystkiego. - pomalował sprayem na różne kolory, na szczęście zmywalnym, samochód naszej drogiej pani od matematyki i poprzebijał opony od roweru pani od chemii
-CO ZROBIŁEŚ?! MÓWIŁEŚ, ŻE NIC NIE ZROBIŁEŚ! A TERAZ CO SIĘ DOWIADUJĘ?! –mama krzyczała bez opamiętania. Postanowiłem jej przerwać.
-Ale ja tego nie zrobiłem! Czemu cała szkoła myśli, że to ja?! Słucham dyrektorze!
-Ponieważ jesteś na monitoringu. –i w tedy myślałem, że świat się pode mną zawalił. Zbladłem jeszcze bardziej, o ile to było możliwe.
-Jak to na monitoringu? –spytałem szeptem. –Przecież tam nigdy nie było kamer.
-Ale postanowiliśmy założyć. I dobrze, że to zrobiliśmy jak widać. –spojrzałem na mamę. Miała taki ból w oczach.
-Ale to nie moja wina! –chwyciłem się ostatniej deski ratunku.
-Tak? O, to dziwne. Dlaczego?
-Ta pani się nade mną znęcała! Obie się znęcały! Może nie znęcały, ale nie oceniały moich prac obiektywnie! Gdy ja i kolega mieliśmy te same błędy, ja dostałem trójkę, a mój kolega dostał czwórkę! Obie tak robiły! Zgłaszałem to panu, a pan powiedział, że jestem przewrażliwiony! -zmęczony opadłem na fotel i dokończyłem cicho. –Ja tylko chciałem aby traktowały mnie równo jak resztę klasy, a nie jak coś obślizgłego, więc wpadłem na pomysł, że może będą mnie traktować równo gdy im takie coś zrobię. Przecież nic nikomu się nie stało! –wykrzyczałem ostatnie zdanie. –Czy to tak dużo? –dokończyłem łamiącym się głosem.
-To dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Słucham.- zapytała mama
-Nie chciałem żebyś się denerwowała.
-Proszę pani, przyszedłem aby załatwić tę sprawę jak najszybciej. Skoro mamy już sprawcę to należy mu się kara. Wydalenie to za dużo, ale zawieszenie na tydzień to moim zdaniem słuszna kara. Jak pani sądzi?
-Przepraszam, że się wtrącę. –odezwał się dotąd milczący Peter. –Chciałbym na coś zwrócić uwagę jeśli to możliwe.
-Ale oczywiście, słucham. –odparł niechętnie dyrektor. Odwróciłem głowę w stronę Petera.
-Michael powiedziałeś, że nauczycielki inaczej traktują Cię niż resztę klasy, tak? –zwrócił się do mnie. Odpowiedziałem twierdzącym kiwnięciem głowy.
-Traktują Cię gorzej, tak? –znów potwierdzenie. –I zgłaszałeś to. Dobrze zrozumiałem?
-Tak, przecież mówiłem. –odpowiedziałem po raz pierwszy.
-Świetnie. Pańska szkoła cieszy się dobrą reputacją? –znów zwrócił się do dyrektora.
-Nie rozumiem co mają te informacje wspólnego z tą sprawą.
-Och, proszę po prostu odpowiedzieć na pytanie. Zaręczam, że mają i to duże. –odpowiedział lekko.
-Nasza szkoła ma bardzo dobrą reputację. Trzymamy dyscyplinę i surowo karamy tych co nie przestrzegają ustalonych zasad i reguł. W tym przypadku Michaela Grace.
-Bardzo dobrze. To wspaniale, skoro tak pan dba o reputację, tylko czy karze pan również nauczycieli za nieodpowiednie zachowanie? – mówił coraz bardziej interesująco.
-To niedorzeczne co pan mówi. Moi nauczyciele są najlepsi i...
-Możliwe, ale to nie znaczy, że nie mogą stosować przemocy.
-Czy pan słyszy co pan mówi?! –krzyknął dyrektor.
-Nawet najlepsi używali przemocy, ponieważ nie radzili sobie z tak dużą liczbą młodzieży do nauczania. Mam przytoczyć przykłady? Za pozwoleniem pójdę jutro do pańskiej szkoły i popytam różnych uczni, czy nie mają z tym problemów, czy nic takiego nie zgłaszali. –dyrektor  zaczął się denerwować i pocić.
-Nie ma pan wstępu do mojej szkoły!
-Nicole, czy to jest szkoła państwowa, czy prywatna?
-Państwowa.
Peter wstał. Miał niesamowicie groźną minę. Podszedł do dyrektora i zaczął mówić mu prosto w twarz:
-To. Nie. Jest. Pańska. Szkoła. –wysyczał i wyprostował się. –To szkoła państwowa. Ona należy do państwa, a nie do pana. Wstęp tam jest dozwolony i niech mi pan uwierzy, że odwiedzę ją.
-Może się jakoś dogadamy? Michael nie będzie zawieszony, a nauczyciele będą traktować go jak każdego innego ucznia, a nawet lepiej. Co pan na to?
-Niech się pan nie ośmiesza. Już mogę panu obiecać, że może się pan żegnać ze stanowiskiem dyrektora w tej szkole. A po skandalu jaki zrobię na skalę narodową, mogę dać sobie rękę uciąć, że żadna szkoła już pana nie zatrudni. – tak. Nie spodziewałem się tego po nim. Wstawił się za mną i to z jaką klasą i gracją!
-Niech pan mnie nie straszy!
-Ja nie straszę, ja tylko ostrzegam.
-Pani Grace wychodzę. Nie będę siedział w towarzystwie takim jak ten pan tutaj. Do widzenia! –i wyszedł trzaskając drzwiami. Peter opadł na kanapę z widoczną ulgą na twarzy. Zaraz jednak się opanował.
-Przepraszam Was. Oczywiście jeśli pozwolicie, zajmę się tą sprawą do końca. Jestem bardzo dobrym prawnikiem. Przynajmniej tak twierdzi mój szef. A wywoływanie skandali to moje ulubione zajęcie. Nie pogorszę Twojej sytuacji, Michael. To jak? Zgadzacie się?

-----------------------------------------------------------------------------------

Hej wszystkim.! Z tej strony To$ka ^.^
Na początek chciałabym Was przeprosić za takie opóźnienie, które niestety wynikło z mojej winy.
Druga sprawa...Jeśli czytacie tego bloga...Proszę zostawcie po sobie jakiś ślad. Napiszcie w komentarzu chociaż jedno małe np. "Fajnie.". Ci co sami prowadzą bolga, wiedzą ile radości daje chociażby jeden mały komentarz, pewność, że ktoś czyta coś, co się samemu stworzyło. A wiem, że to zmobilizuje jeszcze bardziej moją przyjaciółkę. 
Dobra to ja już Was nie zanudzam ;3
Pozdrawiam i do napisania.! ^.*

1 komentarz:

  1. Ja czytam i pisz dalej . Bardzo mi się podoba opowiadanie jak piszesz i wogóle super nie bede sie rozpisywac po prostu musialam napisac bo wlasnie jestem w tej semej sytuacij co ty tez mam malo komentarzy. Nie przestawaj pisac , zycze weny . Zapraszam na moje bloga http://everything-haschanged.blogspot.com/?m=1

    OdpowiedzUsuń