W progu stanąłem jak słup soli i patrzyłem na nich. Tak. Na NICH,
ponieważ oprócz mojej mamy był tam też ten facet! Myślałem, że zejdę na zawał. No,
nie spodziewałem się takiej niespodzianki. Przerażony odwróciłem się w stronę
mojej mamy. Uśmiechała się tak, jakby dawała mi nauczkę, którą zapamiętam do
końca życia. W jednej sekundzie odwróciłem się do nich plecami i zamierzałem
pobiec do swojego pokoju. Niestety nie zdążyłem. Mama była bardzo zwinna.
Wstała błyskawicznie, przytrzymała za ramię i odwróciła. W ten sposób moje oczy
znalazły się o kilka centymetrów od jej. Widziałem w nich stalowy i
nieustępliwy błysk. Odwróciłem wzrok i usiadłem we wskazanym fotelu, a ona bez żadnych
słów wyjaśnienia wyszła. Tak po prostu wyszła, zostawiając mnie samego z nim.
Już drugi raz tego dnia. Spojrzałem na niego ostrożnie spod grzywki i
zauważyłem, że przygląda mi się z zainteresowaniem. Jakbym był jakimś okazem w
ZOO. Nie podobało mi się to.
-To co? Powiesz mi co lubisz? Już dość długo czekam na Twoją
odpowiedź. – gdy usłyszałem jego pytanie po prostu szczęka mi opadła. Żadnych
pytań dlaczego to zrobiłem, żadnych oskarżeń, że zmarnowałem jego czas. Nic! On
dalej chce prowadzić ze mną rozmowę. No nie wierzę. Moja mina musiała wyglądać
naprawdę głupio, ponieważ on zaczął chichotać. Próbowałem się opanować, ale
nadal byłem w szoku.
-Yyyy. –zacząłem oczywiście. –Uwielbiam gorącą czekoladę.
–spojrzałem na niego, myśląc czy to mu wystarczy. W duchu modliłem się, żeby
wystarczyło.
-Mów, mów, ja Cię słucham. –uśmiechnął się zachęcająco, a ja
przeklinałem go za wszystko.
-Lubię jeszcze wszystkie owoce, oprócz kiwi. Soki też lubię. To
chyba wszystko. –Oby już sobie poszedł,
oby już sobie poszedł - myślałem.
-A jakie potrawy lubisz?
-Za dużo ich jest by wymieniać. –A teraz idź sobie. - ciągle miałem nadzieję, że lada chwila
pójdzie.
-Jakie masz hobby? – Człowieku
zlituj się... Jestem na posterunku policji czy we własnym domu?
-Różne. –I to ci powinno
wystarczyć! A teraz spadaj z mojego domu! –byłem coraz bardziej zirytowany.
-A mógłbyś je dokładniej opisać?- korciło mnie aby nie powiedzieć,
że porywam małe dzieci i topię je w pobliskiej rzece, ale nie powiedziałem
tego.
-Jeżdżę na deskorolce, słucham muzyki, uczę się karate, oglądam
różne filmy. Nie chce mi się dalej wymieniać.
-Od jak dawna uczysz się karate? –A co Ciebie to obchodzi? – pomyślałem.
-Od sześciu lat.
-Długo. Nie znudziło Ci się? –Kurrr..czaczek
czy to jakiś wywiad?
-Jak widać nie. -zauważył moje duże zirytowanie, więc postanowił,
że zmieni taktykę.
-To już ostatnie pytanie. –uśmiechnął się przepraszająco –Umiesz
jeździć na łyżwach i czy lubisz na nich jeździć?
-Tak lubię i umiem jeździć. – To
już są dwa pytania! Nie umiesz liczyć analfabeto?
-Tak pomyślałem. –To ty
umiesz myśleć? – Niedaleko mojego domu jest świetne lodowisko. Jest
naprawdę fantastyczne. Mógłbyś tam ze mną pójść. Jeśli oczywiście chcesz. –jak
on mógł mi coś takiego zaproponować?! Nie zdążyłem niczego powiedzieć, ponieważ
byłem ciągle w szoku.
-Na pewno pójdzie, prawda Michael?- spytała mnie mama i odwróciła
się w moją stronę, abym widział w jej oczach co się stanie jeśli się nie
zgodzę. Fajna rodzinka.
-Tak jasne. Extra.. –powiedziałem bez entuzjazmu.
-Nicole, niech chłopak sam zadecyduje czy chce iść, czy nie. Nie
zmuszaj go.- stanął w mojej obronie. Tak, chciał zarobić u mnie punkt i
niestety mu się udało. Ale i tak muszę iść. Zebrałem się w sobie, uśmiechnąłem
sztucznie i powiedziałem najbardziej przekonującym głosem na jaki było mnie
wtedy stać:
-Nie, na serio. Chcę iść. Będzie fajnie. –Dlaczego ja to powiedziałem? Dlaczego nie mogłem powiedzieć „Nie chcę Cię
już nigdy widzieć. Odwal się ode mnie i mamy.”. Ach no tak, mama. Obietnica...
-Może ja już pójdę. Zasiedziałem się. –No wreszcie! -To kiedy możesz iść na to lodowisko? –Musiał oczywiście jeszcze to dodać. No i
teraz kiedy? –myślałem.-We wtorki i
czwartki mam karate, czyli na pewno nie w środku tygodnia. Mama się nie zgodzi.
W piątek już się umówiłem do kina z Brianem, to zostaje sobota. Może nie będzie mu pasować?
-Może w sobotę? –wydusiłem z siebie.
-Świetnie. Mi pasuje. –Nadzieja
matką głupich. –Podjadę po Ciebie o 14. Może być?
-Tak jasne.– po moich słowach zadzwonił dzwonek do drzwi. Moje kłopoty
dopiero się zaczynały. Wszedł dyrektor
naszej szkoły. Natychmiast zbladłem jak ściana. Nie mogłem już nigdzie uciec.
Za dużo było tych ucieczek dzisiejszego dnia, a i tak nieźle za to oberwę. Ten
facet jak on się nazywał? Yyyy...O! Peter! Próbował wyjść z niezręcznej
sytuacji po przedstawieniu siebie i dyrektora.
-To może ja już pójdę. Pa Nicole! Cześć Michael!
-Czekaj! –zawołała moja mama. –Chcesz mieć dzieci? To się ucz!
Chodź do środka i nie chce słyszeć sprzeciwu. –No tak, dobiła mnie do końca.
-Proszę do salonu. Niech się pan rozgościć. Pójdę zrobić herbaty
chyba, że ktoś chce kawę. Michael chodź mi pomóż.
-A może ja porozmawiam z gośćmi? –spróbowałem, niestety na darmo.
-Nie. Na pewno dobrze im będzie w swoim towarzystwie i ty nie
musisz im być do szczęścia potrzebny. A mi w kuchni pomożesz. Chodź.
-Pomożesz. Tak, jasne. Raczej pomogę samemu sobie w zostaniu
zamordowanym. –mruknąłem pod nosem, niestety powiedziałem to kiedy
przechodziłem obok Petera, a ten wybuchnął śmiechem, ale od razu pokrył go
kaszlem. Spojrzałem na niego jak na wariata i podążyłem do kuchni.
-Zamknij drzwi kochanie. – to były pierwsze słowa jakie usłyszałem
i były wypowiedziane bardzo przesłodzonym tonem. Wiedziałem, że jest źle, a
nawet bardzo źle. –Co ty zrobiłeś?
-Nic! –niestety powiedziałem to za szybko, zbyt gwałtownie.
Zmrużyła oczy.
-Jakbyś nic nie zrobił to byś się tak nie denerwował i nie odwiedziłby
nas Twój dyrektor. –postanowiłem iść w zaparte. Gdybym wtedy jej to powiedział
może miałbym mniejszą karę? Ale nie pomyślałem. Bałem się przyznania do błędu.
Opuściłem głowę i powiedziałem cicho:
-Ja naprawdę nic nie zrobiłem.
-To dlaczego tak się zachowujesz?
-No wiesz yyy... Szok! To ten szok po tym spotkaniu z tym facetem…
-Peterem.
-To on tak na mnie działa i w ogóle. To co masz już tą herbatę?
-Tak, weź ciasteczka i chodź.
-Ok, jasne.
Gdy weszliśmy do salonu zastaliśmy ich rozmawiających. Petera i
mojego dyrektora. Miał siwiejące włosy i wodniste oczy. Był dosyć krępym
mężczyzną o niskim wzroście. Byli tak różni, a mimo to rozmawiali za sobą
sprawiając wrażenie, że im się to podoba. Położyłem ciastka i usiadłem w fotelu,
podciągając kolana i spuszczając głowę. Jak najdalej od mamy. Wiedziałem, że na
początku będzie zła, wściekła, a potem będzie miała do mnie żal.
-A więc, przyszedłem do pani… –zaczął dyrektor.
-Nie zaczyna się zdania od „a więc”. –wtrąciłem się cichym głosem,
tym samym pogarszając swoją sytuację.
-Michael! -syknęła mama. W odpowiedzi spuściłem jeszcze bardziej
głowę.
-Och, ale nic się nie stało. –powiedział głośno dyrektor. –W końcu
chłopak ma rację. Ale nie po to tutaj przyszedłem. Przyszedłem aby powiadomić
panią, jak karygodnie zachowuje się pański syn. Nie narzekam na oceny z
niektórych przedmiotów, ale na przykład matematyka i chemia pozostawiają wiele do
życzenia.
-Rozumiem. Czy on jest z tych przedmiotów zagrożony?
-Jeszcze nie, ale tą sprawę przyszedłem załatwić tak przy okazji.
Prawdziwym moim powodem jest to, że pański syn... –spuściłem jeszcze bardziej
głowę, jakbym chciał odgrodzić się o tego wszystkiego. - pomalował sprayem na
różne kolory, na szczęście zmywalnym, samochód naszej drogiej pani od
matematyki i poprzebijał opony od roweru pani od chemii
-CO ZROBIŁEŚ?! MÓWIŁEŚ, ŻE NIC NIE ZROBIŁEŚ! A TERAZ CO SIĘ
DOWIADUJĘ?! –mama krzyczała bez opamiętania. Postanowiłem jej przerwać.
-Ale ja tego nie zrobiłem! Czemu cała szkoła myśli, że to ja?!
Słucham dyrektorze!
-Ponieważ jesteś na monitoringu. –i w tedy myślałem, że świat się
pode mną zawalił. Zbladłem jeszcze bardziej, o ile to było możliwe.
-Jak to na monitoringu? –spytałem szeptem. –Przecież tam nigdy nie
było kamer.
-Ale postanowiliśmy założyć. I dobrze, że to zrobiliśmy jak widać.
–spojrzałem na mamę. Miała taki ból w oczach.
-Ale to nie moja wina! –chwyciłem się ostatniej deski ratunku.
-Tak? O, to dziwne. Dlaczego?
-Ta pani się nade mną znęcała! Obie się znęcały! Może nie znęcały,
ale nie oceniały moich prac obiektywnie! Gdy ja i kolega mieliśmy te same
błędy, ja dostałem trójkę, a mój kolega dostał czwórkę! Obie tak robiły!
Zgłaszałem to panu, a pan powiedział, że jestem przewrażliwiony! -zmęczony
opadłem na fotel i dokończyłem cicho. –Ja tylko chciałem aby traktowały mnie
równo jak resztę klasy, a nie jak coś obślizgłego, więc wpadłem na pomysł, że
może będą mnie traktować równo gdy im takie coś zrobię. Przecież nic nikomu się
nie stało! –wykrzyczałem ostatnie zdanie. –Czy to tak dużo? –dokończyłem
łamiącym się głosem.
-To dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? Słucham.- zapytała mama
-Nie chciałem żebyś się denerwowała.
-Proszę pani, przyszedłem aby załatwić tę sprawę jak najszybciej.
Skoro mamy już sprawcę to należy mu się kara. Wydalenie to za dużo, ale
zawieszenie na tydzień to moim zdaniem słuszna kara. Jak pani sądzi?
-Przepraszam, że się wtrącę. –odezwał się dotąd milczący Peter.
–Chciałbym na coś zwrócić uwagę jeśli to możliwe.
-Ale oczywiście, słucham. –odparł niechętnie dyrektor. Odwróciłem
głowę w stronę Petera.
-Michael powiedziałeś, że nauczycielki inaczej traktują Cię niż
resztę klasy, tak? –zwrócił się do mnie. Odpowiedziałem twierdzącym kiwnięciem
głowy.
-Traktują Cię gorzej, tak? –znów potwierdzenie. –I zgłaszałeś to.
Dobrze zrozumiałem?
-Tak, przecież mówiłem. –odpowiedziałem po raz pierwszy.
-Świetnie. Pańska szkoła cieszy się dobrą reputacją? –znów zwrócił
się do dyrektora.
-Nie rozumiem co mają te informacje wspólnego z tą sprawą.
-Och, proszę po prostu odpowiedzieć na pytanie. Zaręczam, że mają i
to duże. –odpowiedział lekko.
-Nasza szkoła ma bardzo dobrą reputację. Trzymamy dyscyplinę i
surowo karamy tych co nie przestrzegają ustalonych zasad i reguł. W tym
przypadku Michaela Grace.
-Bardzo dobrze. To wspaniale, skoro tak pan dba o reputację, tylko
czy karze pan również nauczycieli za nieodpowiednie zachowanie? – mówił coraz
bardziej interesująco.
-To niedorzeczne co pan mówi. Moi nauczyciele są najlepsi i...
-Możliwe, ale to nie znaczy, że nie mogą stosować przemocy.
-Czy pan słyszy co pan mówi?! –krzyknął dyrektor.
-Nawet najlepsi używali przemocy, ponieważ nie radzili sobie z tak
dużą liczbą młodzieży do nauczania. Mam przytoczyć przykłady? Za pozwoleniem
pójdę jutro do pańskiej szkoły i popytam różnych uczni, czy nie mają z tym
problemów, czy nic takiego nie zgłaszali. –dyrektor zaczął się denerwować i pocić.
-Nie ma pan wstępu do mojej szkoły!
-Nicole, czy to jest szkoła państwowa, czy prywatna?
-Państwowa.
Peter wstał. Miał niesamowicie groźną minę. Podszedł do dyrektora i
zaczął mówić mu prosto w twarz:
-To. Nie. Jest. Pańska. Szkoła. –wysyczał i wyprostował się. –To
szkoła państwowa. Ona należy do państwa, a nie do pana. Wstęp tam jest
dozwolony i niech mi pan uwierzy, że odwiedzę ją.
-Może się jakoś dogadamy? Michael nie będzie zawieszony, a
nauczyciele będą traktować go jak każdego innego ucznia, a nawet lepiej. Co pan
na to?
-Niech się pan nie ośmiesza. Już mogę panu obiecać, że może się pan
żegnać ze stanowiskiem dyrektora w tej szkole. A po skandalu jaki zrobię na
skalę narodową, mogę dać sobie rękę uciąć, że żadna szkoła już pana nie zatrudni.
– tak. Nie spodziewałem się tego po nim. Wstawił się za mną i to z jaką klasą i
gracją!
-Niech pan mnie nie straszy!
-Ja nie straszę, ja tylko ostrzegam.
-Pani Grace wychodzę. Nie będę siedział w towarzystwie takim jak
ten pan tutaj. Do widzenia! –i wyszedł trzaskając drzwiami. Peter opadł na
kanapę z widoczną ulgą na twarzy. Zaraz jednak się opanował.
-Przepraszam Was. Oczywiście jeśli pozwolicie, zajmę się tą sprawą
do końca. Jestem bardzo dobrym prawnikiem. Przynajmniej tak twierdzi mój szef.
A wywoływanie skandali to moje ulubione zajęcie. Nie pogorszę Twojej sytuacji, Michael.
To jak? Zgadzacie się?
-----------------------------------------------------------------------------------
Hej wszystkim.! Z tej strony To$ka ^.^
Na początek chciałabym Was przeprosić za takie opóźnienie, które niestety wynikło z mojej winy.
Druga sprawa...Jeśli czytacie tego bloga...Proszę zostawcie po sobie jakiś ślad. Napiszcie w komentarzu chociaż jedno małe np. "Fajnie.". Ci co sami prowadzą bolga, wiedzą ile radości daje chociażby jeden mały komentarz, pewność, że ktoś czyta coś, co się samemu stworzyło. A wiem, że to zmobilizuje jeszcze bardziej moją przyjaciółkę.
Druga sprawa...Jeśli czytacie tego bloga...Proszę zostawcie po sobie jakiś ślad. Napiszcie w komentarzu chociaż jedno małe np. "Fajnie.". Ci co sami prowadzą bolga, wiedzą ile radości daje chociażby jeden mały komentarz, pewność, że ktoś czyta coś, co się samemu stworzyło. A wiem, że to zmobilizuje jeszcze bardziej moją przyjaciółkę.
Dobra to ja już Was nie zanudzam ;3
Pozdrawiam i do napisania.! ^.*
Ja czytam i pisz dalej . Bardzo mi się podoba opowiadanie jak piszesz i wogóle super nie bede sie rozpisywac po prostu musialam napisac bo wlasnie jestem w tej semej sytuacij co ty tez mam malo komentarzy. Nie przestawaj pisac , zycze weny . Zapraszam na moje bloga http://everything-haschanged.blogspot.com/?m=1
OdpowiedzUsuń