niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział V

Z mamą nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Za dużo tego jak na jeden dzień. Mama usiadła z wrażenia. To mnie wyrwało z odrętwienia. Dać mu poprowadzić tę sprawę czy nie? –myślałem. –Przecież gorzej już i tak nie może być, a przecież jego szef powiedział, że jest świetny, więc co mi szkodzi? - chciałem odezwać się pierwszy i pierwszy raz tego dnia postawić mamę w kłopotliwym położeniu. Niestety i tym razem odezwała się pierwsza.
-Ja się zgadzam. Michael? –spojrzeli na mnie. I znów miałem ten niezręczny moment.
Nawiedziły mnie głupie myśli. -Dlaczego nie mogę teraz po prostu się zabawić? Potrzymać ich w niepewności? – usiadłem z zamyślonym wyrazem twarzy na najbliższym fotelu i przeciągle westchnąłem. Spojrzałem na nich. Najpierw w jedne oczy, tak dobrze mi znane. Potem w drugie, wręcz odwrotnie. Ten facet był dla mnie kompletną zagadką. Ukryłem twarz w dłoniach.
-Michael? –usłyszałem zaniepokojony głos mamy.
-Tak mamusiu? –odpowiedziałem przesłodzonym głosem przez dłonie.
-Nic ci nie jest? –chciała kucnąć obok mnie, ale odwróciłem się od nich. Ich miny były nie do opisania. W tamtym momencie miałem tak pokręcone poczucie humoru, że sam się potem przeraziłem. Zacząłem się trząść. Postanowiłem ich postawić w jeszcze większej niepewności, czy coś mi się stało i jaka jest moja decyzja. Poczułem, że ktoś do mnie podchodzi i to nie była mama. Próbowałem znów się odwrócić, ale on mnie złapał, a ja nie mogłem się wyrwać bo odsłoniłbym twarz. On chwycił moje dłonie i mocno szarpnął, odrywając ręce. Spuściłem jeszcze bardziej głowę, aby zasłaniała mnie grzywka. Niestety Peter podniósł ją z łatwością. Zobaczył moje iskrzące się oczy i wszystkiego się domyślił.  Wyglądał na zasmuconego więc postanowiłem, że może poczuć się jeszcze gorzej. Uśmiechnąłem się bezczelnie i chamsko.
-I co podjąłeś decyzje? – zapytał tak cicho, że tylko ja to usłyszałem. Znów udało mu się mnie zaskoczyć i widać było, że jest z tego zadowolony, ponieważ uśmiechnął się kpiarsko. Kiwnąłem jedynie głową twierdząco.
-A umiesz mówisz? –znów użył tego głupiego szeptu! Już w tamtej chwili jakoś nie miało znaczenia, że przed dziesięcioma minutami uratował mnie przed zawieszeniem. Denerwował mnie ten jego szept i uśmieszek.
-Umiem. Przecież wcześniej rozmawialiśmy. Czyżbyś nie pamiętał? Skleroza to nie wytłumaczenie. To się leczy.
-Ależ oczywiście. A propos sklerozy. Nie pamiętasz już mojego pytania? –jak on mnie wkurzał. Najchętniej użyłbym na nim kilka chwytów karate.
-Pamiętam, ale to nie znaczy, że chcę odpowiedzieć.
-Peter? Jak tam Michael? –w tej chwili dziękowałem wszystkim znanym mi bóstwom, że się wtrąciła, ale jednocześnie trochę obawiałem, czy przypadkiem on się nie wygada.
-Nie. Wszystko w jak najlepszym porządku. –uśmiechnął się do mamy. –Chłopak ma po prostu za dużo wrażeń jak na jeden dzień, prawda? –zapytał mnie. Musiałem potwierdzić.
-Teraz już naprawdę muszę iść Nicole. Było naprawdę bardzo miło, ale mam mnóstwo papierkowej roboty. A co do Michaela, to na Twoim miejscu zwróciłbym na niego baczniejszą uwagę. Jutro na przykład, niech nie wychodzi z domu, niech odpocznie. Wygląda na przemęczonego. –myślałem, że go zabiję! Byłem wściekły! Gdy mama odwróciła się w moją stronę, aby sprawdzić czy faktycznie tak jest, on powiedział bezgłośnie słowo „kara”, zakrył twarz dłońmi i zaczął się trząść. W samą porę przestał, ponieważ mama odwróciła się z powrotem w jego stronę.
-Masz rację. To mu dobrze zrobi. A co do siedzenia w domu, to Michael będzie spędzał tu mnóstwo czasu. –oświadczyła.
-Dlaczego?! –krzyknąłem.
-Po pierwsze kochany, spóźniłeś się, mimo że prosiłam Cię, abyś przyszedł punktualnie, a po drugie uciekłeś przez okno w łazience. Myślę, że miesiąc szlabanu wystarczy.
-ILE?! –krzyknąłem przerażony.
Posłałem wściekłe spojrzenie w stronę Petera. To była jego wina! Ten zrobił smutną i przepraszającą minę. Gdy tylko mama odwróciła się do Niego pokazałem mu co o nim myślę  środkowym palcem.
-Nicole, to normalne, że Michael uciekł. –zaczął mówić. –Poczuł jak sytuacja go przerasta. W końcu obcy mu mężczyzna okazuje się być jego ojcem… –w tym momencie skrzywiłem się. Nie musiał tego przypominać. – i jeszcze tego samego dnia ma z nim spotkanie. Spóźnić się każdy może, a to jest tylko piętnastoletni chłopak więc uciekł od tego co straszne, przerażające i nieznane. Tym czymś jestem ja. Lecz jestem przekonany, że podczas naszych spotkań to się zmieni. Nie musisz go karać tym miesiącem szlabanu. Zrozum, to tylko dziecko. – no nie powiem, na mamie zrobiło to ogromne wrażenie. Na mnie? Żadne. I jeszcze jedno. Nie jestem dzieckiem i koniec kropka!
-No cóż, w sumie masz rację. Michael mógłbyś podziękować Peterowi za wstawieniem się za Ciebie, i że nie będziesz zawieszony.
-Taak. Dzięki. –powiedziałem jakoś mało przekonująco.
-Michael!
-No co? Jestem zmęczony. Wiesz tyle się dzisiaj działo, że padam z nóg.
-Przepraszam Cię za niego. –zwróciła się do Petera, uśmiechając się przepraszająco.
-Nic nie szkodzi. Pa Nicole! Cześć Michael!
-Cześć Peter!
-Cześć...
-Kochanie mógłbyś okazać troszeczkę więcej emocji.
-Mamo ja naprawdę jestem zmęczony. Idę pod prysznic i do łóżka Po prostu o nim marzę. Dobranoc.
-Dobranoc synku.
Po wziętym prysznicu położyłem się do łóżka. Gdy tylko moja głowa dotknęła poduszki od razu zasnąłem.

* Z Perspektywy Petera *

Gdy tylko opuściłem ten dom całe napięcie minęło. Aż sam byłem w szoku, co ten chłopak jest w stanie zrobić kiedy jest tak zdesperowany. Pojechałem na zebranie. Podczas drogi myśli tworzyły istny chaos w mojej głowie, przyprawiając o jej ból. Kiedy usiadłem na miękkim krześle, Valentino od razu zadał mi pytanie z iskrzącymi oczami. On dobrze wiedział ile to spotkanie dla mnie znaczy. Wiedział, że to jedna z szans aby poznać własne dziecko, własnego syna.
-Jaki on jest?
-No cóż. Mogę potwierdzić to, co mówiłem na początku, że na pewno ma charakter. Nie tak łatwo przyjdzie mi zdobyć jego zaufanie. Jest do mnie uprzedzony.
-Co tak długo u nich robiłeś? –zapytał inny.
-Czekałem. Michael na początku spóźnił się dwadzieścia minut. Potem nie chciał ze mną rozmawiać i chyba był mną przerażony, bo uciekł przez okno w łazience. Czekałem na niego prawie całe popołudnie. Gdy w końcu przyszedł był, lekko mówiąc, zdziwiony moją obecnością. Gdy zapytałem, czy mi odpowie na pytanie, które zadałem mu przed jego ucieczką miał taką minę… Nie, ona jest nie do opisania. Cicho się zaśmiałem i chyba to go przywróciło do rzeczywistości. Mniejsza o szczegóły. Gdy zamierzałem właśnie wychodzić to przyszedł dyrektor poinformować Nicole o tym, że jej syn został zawieszony w prawach ucznia na tydzień. Pomalował sprayem samochód matematyczki i poprzebijał opony w rowerze nauczycielki chemii. Okazało się, że obie od zawsze zaniżały jego oceny. On zgłaszał to, ale nic z tym nie robiono, więc postanowił zrobić coś,  przez co by się go bały. Potem gdy dyrektor już poszedł, chłopak odegrał niezłe przedstawienie, strasząc tym samym swoją matkę. W poniedziałek pójdę do tej szkoły i załatwię tą sprawę.
-Czyli wychodzi na to, że ma większą moc niż przypuszczaliśmy... –zaczął Valentino.
-Lub w ogóle jej nie ma. Ma tylko niesamowity charakter. –dokończyłem.
-Koniec zabrania! –krzyknął mój przyjaciel. Zdziwiłem się, że tak szybko się kończy i mimo zmęczenia postanowiłem jeszcze chwilę poczekać. Gdy wszyscy wyszli, Valentino zaczął:
-W naszych szeregach jest szpieg, Peter.
-To jest pewne?
-Tak.  Dzisiaj rano się dowiedziałem.
-Wiesz kto to?
-Niestety nie, ale mam dla Ciebie zadanie.
-Słucham. Jakie?
-Jest ono po części związane z Michaelem. Musisz go chronić, uważać na niego i dowiedzieć się czy ma też moc, czy nie. Ten szpieg, to szpieg Snajpera. Tak dobrze usłyszałeś, Snajpera. On nie może porwać Twojego syna. Musisz zrobić wszystko, aby go chronić. Rozumiesz?
-Tak, rozumiem. Zrobię wszystko, aby go chronić. –powiedziałem przerażony.
-Idź, wyśpij się bo wyglądasz jak trup –uśmiechnął się.
-Dzięki. Cześć.
-Cześć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz